Czy po ślubie wszystko się psuje?

 Każda miłość ma swoją dynamikę. Na początku jest wielkie zauroczenie, z czasem relacja staje się coraz głębsza i poważniejsza, by w końcu między dwojgiem ludzi pojawił się temat: „A może by tak wkroczyć w kolejny życiowy etap, wziąć ślub i założyć rodzinę?”. Z drugiej strony, zgodnie z obiegową opinią to właśnie małżeństwo jest tym, co sprawia, że między zakochanych wkrada się rutyna i brak zrozumienia. W jakim stopniu tego typu poglądy są prawdziwe? Czy ślub rzeczywiście wszystko psuje?

 

Większość z nas od dziecka marzy o tym, by spotkać tę jedną, wymarzona osobę i po pewnym czasie stanąć z nią na ślubnym kobiercu. Wyobrażamy sobie piękną, białą suknię, połyskujące, złote obrączki, wzruszającą przysięgę i zabawę do rana w gronie najbliższych. Zaręczyny są jednym z najbardziej magicznych i wyczekiwanych momentów w relacji dwóch zakochanych w sobie osób. Wszyscy im gratulują, cieszą się ich szczęściem i kibicują ich małżeństwu. Wydarzenie to rozpoczyna radosny, wyjątkowy okres, podczas którego dominującym tematem stają się ślubne przygotowania. Jesteśmy gotowi wydawać ogromne sumy pieniędzy, by na naszym weselu nie zabrakło nikogo z bliskich nam ludzi, a także by odbyło się ono w pięknej scenerii, z bajkową dekoracją, ogromnym tortem, równie imponującymi ilościami jedzenia i alkoholu oraz imprezową muzyką. Czy zadawalibyśmy sobie tyle trudu, myśląc, że małżeństwo w rzeczywistości nas unieszczęśliwi?

 

Niestety, wiele osób utrzymuje, że ślub to prosta droga do końca zauroczenia i pożegnania namiętnego, pełnego pasji etapu romantycznego związku. Jeśli wierzyć rozmaitym anegdotom i żartom, po sakramentalnym „tak” następuje całkowita zmiana uczuć i przeobrażenie pełnej radości relacji w przykry obowiązek. Rzeczywiście, patrząc na pary z wieloletnim stażem, trudno oprzeć się wrażeniu, że ich wzajemne kontakty w niewielkim stopniu przypominają te, które można zaobserwować między zakochanymi nastolatkami. Czy winę za ten stan rzeczy faktycznie ponosi akt zawarcia małżeństwa?

 

Każdy związek przechodzi przez określone fazy. To naturalna kolej rzeczy: nie da się przez wiele lat pozostawać pod tym samym wpływem uroku nowości. Miłość posiada trzy składniki: namiętność, intymność i zaangażowanie. Pierwszy z nich dotyczy tych najbardziej intensywnych emocji: zarówno pozytywnych, takich jak radość, zachwyt i pożądanie, jak i negatywnych – niepokoju, tęsknoty i zazdrości. Intymność to głębsza bliskość, na którą składają się czynniki takie wzajemne dbanie o siebie, szacunek, zrozumienie oraz wsparcie. Zaangażowanie zaś jest wynikiem naszej świadomej decyzji – oznacza kontynuowanie związku, nawet jeśli sytuacja między partnerami daleka jest od ideału. Fazy związku są ściśle powiązane z opisanymi wyżej składnikami. Na początku znajomości mamy do czynienia z zakochaniem. Trwa ono bardzo krótko i oznacza moment, w którym pomiędzy dwojgiem ludzi pojawia się namiętność. Następnie znajomość rozwija się w kolejną fazę – romantyczne początki. Na tym etapie do namiętności dochodzi intymność: zakochani poznają się coraz lepiej, zaczynają się przed sobą otwierać i czują się w swoim towarzystwie coraz bardziej swobodnie. Po tej fazie następuje obiektywnie najlepszy i najpełniejszy etap, czyli związek kompletny. Tutaj mamy do czynienia ze wszystkimi składnikami miłości: namiętnością, intymnością i zaangażowaniem, które często przejawia się decyzją o wspólnym zamieszkaniu lub zaręczynach. Kolejną i zarazem najdłuższą fazą relacji jest związek przyjacielski. Namiętność z biegiem lat staje się coraz słabsza, a dwoje ludzi łączą intymność oraz zaangażowanie. Jeśli właściwie wybraliśmy swojego życiowego towarzysza, etap ten może nam przynieść wiele satysfakcji. Ostatnią fazą związku jest natomiast związek pusty, czyli taki, który trwa jedynie z poczucia obowiązku. Oczywiście, ten etap może nigdy nie nadejść – wiele par żyje we wzajemnej miłości, sympatii i szacunku aż do śmierci.

 

Jak widać, każdy związek, niezależnie od tego, czy został „zalegalizowany”, czy też nie, przechodzi przez określone fazy. Oczywiście, w zależności od poszczególnych par, etapy te mogą mieć różną długość i dynamikę. Istnieją pary, które przez wiele lat potrafią pielęgnować łączącą je namiętność, a także takie, które po bardzo krótkim czasie stają się bardziej przyjaciółmi niż kochankami. Oczywiście, zbyt szybkie małżeństwo może nieco przyspieszyć ten proces. Wiele zależy od tego, jak wygląda nasze wspólne życie: czy jest w nim dużo stresu i złych emocji, czy para ma dzieci, czy ich tryb życia jest spokojny, czy intensywny, jak bardzo osoby tworzące parę pasują do siebie nawzajem. Nie można jednak upraszczać tej sytuacji, twierdząc, że czynnikiem, który zabija namiętność, jest ślub. Z naturalnymi zmianami łączących je uczuć zmagają się zarówno pary małżeńskie, jak i nieformalne. Jedynym czynnikiem, który może nieco zminimalizować prawdopodobieństwo szybkiego przejścia od związku kompletnego do przyjacielskiego, jest nieustanna praca nad podsycaniem romantyzmu i pożądania. Niezależnie od tego, czy chcemy wieść uporządkowane, małżeńskie życie, czy może wolimy nieco bardziej szaloną relację bez większych zobowiązań, musimy pamiętać o ciągłym wysiłku wkładanym w funkcjonowanie związku. Bez tego nawet najlepsza relacja skazana jest na niepowodzenie.