„Sukces” dla każdego może mieć inne znaczenie. Wszyscy zdajemy się dążyć do czegoś, co da nam satysfakcję – bogactwa, wspaniałej kariery, szczęśliwej rodziny, sukcesów w sporcie lub sztuce. Nie każdy z nas jednak osiąga szczyt – dochodzi do momentu, w którym odczuwa spełnienie i uważa się za człowieka sukcesu. Niejeden z nas sam swoimi czynami sprawia, że zamiast zbliżać się do sukcesu, odsuwamy się od niego dalej. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest wiele. Czy można bać się sukcesu?
„Zrobię to jutro…”
Najczęściej jako powód wskazuje się prokrastynację. I może rzeczywiście być tak, że wielu z nas po prostu się nie chce pracować na sukces. Jednak odkładanie spraw na później może być spowodowane nie tylko zwykłą skłonnością do leniuchowania. Bywa, że w nieustannym wyścigu jesteśmy wyprzedzani przez innych ludzi dookoła, którym sukces zdaje się jakby przeznaczony, tymczasem może okazać się, że mamy psychologicznej natury problemy z podejmowaniem decyzji, co blokuje nasz rozwój.
Może nawet pojawić się lęk przed porażką, bo – nie oszukujmy się – każdemu z nas zdarzyło się kiedyś dać plamę chcący lub niechcący. Nie chcemy czuć zawodu. Nie chcemy się wstydzić przed innymi…, ale możemy też mieć trudność z pogodzeniem się z ewentualnością odniesienia sukcesu i jego następstw.
Dlaczego boimy się sukcesu?
Sama obawa zdaje się jakimś dziwnym paradoksem, bo przecież człowiek zdaje się wręcz stworzony po to, aby walczyć lub pracować na poprawę swoich warunków życiowych, psychicznego szczęścia i materialnego bogactwa. Problem jest bardzo często nieuświadomiony. Źródła niepowodzenia upatruje się właśnie w strachu przed porażką, w użyciu nieodpowiednich metod, wini się nawet źle wybrane cele i marzenia. Mało kto jest w stanie w ogóle wyobrazić sobie, że przerażać może wyobrażenie spełnienia marzeń.
Dowiedz się jak spełniać swoje marzenia i rozwijać karierę zawodową.
Na „efekty” wzmożonej pracy na sukces nie trzeba długo czekać, ponieważ większa ilość zadań może obudzić nasze przekonanie o tym, że zabraknie nam czasu na spotkania z przyjaciółmi, spędzanie czasu z rodziną, a nawet zwykłą chwilę dla siebie, która współczesnemu człowiekowi nie zdarza się dzisiaj wcale tak często. Za sukcesem zawodowym często podąża też zwiększenie odpowiedzialności, co wiele osób, zwłaszcza tych o mało dominujących charakterach, może nie tylko przerażać, ale także przytłaczać.
No i jest zawsze strach przed nieznanym – co czeka nas w tym niesamowitym świecie ludzi sukcesu. Czy osiągnięcie celów nas zmieni? Czy będziemy lepszymi ludźmi? Czy będziemy szczęśliwsi? Co dla tego poświęcimy?
Strefa komfort = klatka?
Każdy z nas potrzebuje stawiać sobie jakieś granice. Wszyscy pragniemy poczucia bezpieczeństwa, to naturalne i dobre, to nasze niewidzialne bariery ochronne. Często jednak tzw. strefa komfortu sprawia, że rezygnujemy ze zrobienia czegoś, co przyniesie nam szczęście i radość. Dlaczego? Bo tak jest wygodniej i bezpieczniej, nie trzeba się zmieniać (o zmianach pisaliśmy wcześniej).
Czasami wpadamy w pułapkę tej „pewności”, którą daje nam aktualna codzienność. Tok myślenia jest taki: w sumie jest słabo. Jest beznadziejnie… Ale jest stabilnie, a zawsze może być gorzej… Niech zostanie, jak jest – to właśnie takie podejście nie pozwala nam wejść w „lepsze”.
„Bo ważna jest droga…”
I to jest piękne przeżywać drogę do spełnienia swoich marzeń z otwartym sercem, żeby potem wspominać, jakie cudowne wyzwania stały przed nami i jakie piękne wspomnienia pozostały. Jednak to, że droga jest ważna, nie oznacza wcale, że to, co czeka na jej końcu, nie ma wartości. Wielu ludzi walczy z obawą przed utratą sensu życia. Warto jednak pamiętać, że jedne zrealizowane cele nie muszą pozostawiać po sobie ziejącej dziury. Można ją zapełnić kolejnymi ambicjami.
Jaka jest Twoja wersja sukcesu? Czy budzi w Tobie strach, czy motywuje do pracy?