Niektóre osoby idealizują swoje dzieciństwo i wypowiadają się na jego temat w samych superlatywach. Inne nieustannie wracają do krzywd, jakich zaznały ze strony rodziców i obwiniają ich za własne błędy popełnione w dorosłym życiu. Która z tych dróg jest słuszna? Czy powinniśmy rozliczać swoją rodzinę z jej działań i decyzji? A może lepszym pomysłem jest puszczenie wszystkiego, co złe, w niepamięć?
Dzieciństwo na ogół uchodzi za najradośniejszy i najbardziej beztroski okres w życiu. Wielu dorosłych z nostalgią wraca myślami do czasów, gdy nie musieli chodzić do pracy, martwić się opłacaniem rachunków czy przygotowywaniem posiłków. Ich wspomnienia często są wręcz wyidealizowane: chętnie myślą o dniach spędzonych na zabawie, braku poczucia odpowiedzialności oraz nagromadzenia obowiązków oraz dziecięcej wierze w świetlaną przyszłość. Dorosłość często bywa rozczarowująca: nie każdy z nas wykonuje swój wymarzony zawód, jest zadowolony ze swojej sytuacji finansowej oraz rodzinnej. Z takiej nie do końca satysfakcjonującej perspektywy łatwo jest patrzeć na najmłodsze lata życia przez różowe okulary. Wiara w to, że nasze dzieciństwo było bajkowe, pomaga nam w codziennych trudach i zmartwieniach. Z tego powodu nie chcemy pamiętać o przykrościach, jakie kiedyś sprawiali nam rodzice, chwilach, w których czuliśmy się nierozumiani, byliśmy wyśmiewani za swoje „niepoważne” problemy czy traktowani niesprawiedliwie.
Czy takie podejście ma sens? A może wypieranie krzywd, jakich doznaliśmy w młodszych latach, negatywnie odbija się na naszym funkcjonowaniu? Wielu psychologów uważa, że jeśli w przeszłości doświadczyliśmy przykrych momentów, o których trudno nam zapomnieć, jedyną szansą na zdrowe, szczęśliwe życie jest ich przepracowanie. Często sami bagatelizujemy swoje krzywdy, próbujemy je wyprzeć i o nich zapomnieć. Nie ma w tym niczego dziwnego: każde dziecko kocha swoich rodziców i za wszelką cenę pragnie podtrzymać ich pozytywny wizerunek. Tłumaczymy sobie, że oni z pewnością nie chcieli nas zranić i usprawiedliwiamy rażące uchybienia, jakich się dopuścili. Powtarzamy sobie, że zawsze kierowali się naszym dobrem, a nawet próbujemy sobie wmówić, że mieli rację i wiedzieli lepiej, czego nam trzeba. Czasami takie myślenie rzeczywiście pomaga: pozwala spojrzeć na starszych już rodziców z większą życzliwością i zrozumieniem. Problem pojawia się wtedy, gdy cierpi na tym nasze podejście do samych siebie. Czasami warto pozwolić sobie na odrobinę słabości i dać sobie prawo do cierpienia – nawet, jeśli jego przyczyną jest zachowanie naszych najbliższych.
Relacja na linii matka-córka jest bardzo specyficzna i unikatowa. To właśnie rodzicielka pomaga młodej dziewczynie stać się dorosłą osobą, uczy ją, czym jest kobiecość i jak realizować się w rozmaitych rolach społecznych. Mama może przyczynić się do tego, że jej córka wyrośnie na pewną siebie, asertywną, spełnioną kobietę, ale czasami jej błędy sprawiają, że dziewczyna ma problemy z tożsamością, poczuciem własnej wartości oraz związkami z innymi ludźmi.
Bardzo istotnym zadaniem, z którego powinni wywiązać się rodzice, jest ofiarowanie swoim dzieciom czystej, bezwarunkowej miłości. Ogromnym błędem jest zmuszanie swoich pociech do tego, by nieustannie zabiegały o uwagę i akceptację opiekunów. Wiele dzieci ciągle słyszy, że nie są dość dobre, ładne, mądre i niewystarczająco się starają. Bardzo toksyczne i raniące są komunikaty takie jak: „Nie mógłbyś być bardziej podobny do…?”, „Zawsze chciałam mieć syna, a trafiła mi się córka…”, „Znowu dostałaś złą ocenę? Dlaczego mi to robisz?”. Wszystkie te wypowiedziane w złości, nieprzemyślane słowa mogą mieć fatalny wpływ na samoocenę dziecka. Córka raczona podobnymi komunikatami wzrasta w poczuciu, że zawodzi własną matkę i nie jest warta jej miłości. A skoro nie jest dość dobra, by kochał ją własny rodzic, to jak mogłaby zasłużyć na ciepłe uczucia innych osób?
Innym bardzo poważnym błędem, który popełnia wielu rodziców, jest traktowanie dziecka jak swojej własności i przelewanie na nie swoich ambicji. Zamiast interesować się tym, czego pragnie i jaka jest ich pociecha, opiekunowie próbują ukształtować ją na własne podobieństwo. Nie dają jej prawa do podejmowania własnych decyzji i nie dostrzegają jej indywidualnych potrzeb. W ten sposób nie tylko nie pozwalają jej rozwinąć się w pożądanym przez nią kierunku, ale również wysyłają jej komunikat świadczący o tym, że jej potrzeby nie są ważne. Zamiast wychowywać pewnego siebie, zdecydowanego człowieka, kształtują zahukanego, niepotrafiącego walczyć o swoje dorosłego.
Aby wyzwolić się z ograniczającej przeszłości, paradoksalnie należy… na chwilę do niej wrócić. Warto dokładnie przeanalizować wydarzenia, które rzutują na nasze obecne odczucia i zachowania. Czasami dobrym pomysłem jest wizyta u psychologa, który pomoże nam dotrzeć do najbardziej traumatycznych wspomnień i zrozumieć ich znaczenie dla swojego rozwoju. Oczywiście, nie oznacza to, że możemy obwiniać swoją matkę o każdą swoją słabość lub popełniony przez siebie błąd. Zdanie sobie sprawy z wpływu dzieciństwa na naszą dorosłość jest bardzo ważne. Czasem pomaga również szczera rozmowa z rodzicami, podczas której uznają oni nasze krzywdy i będą w stanie spojrzeć na rozmaite sytuacje z naszego punktu widzenia. A kiedy już rozprawimy się z przeszłością… musimy żyć dalej. Rzeczywiście, nasi rodzice mają ogromny wpływ na to, kim i jacy jesteśmy. Jednak to od nas zależy, jak będzie wyglądało nasze życie. A będzie ono zdecydowanie lepsze, jeśli skupimy się na przyszłości, zamiast w nieskończoność analizować przeszłość.