Wewnętrzne cierpienie uzależnienie
Jak się rodzi cierpienie wewnętrzne.
Nasze wewnętrzne cierpienia.
Bywa, że czujemy, że coś nam w nas samych nie pasuje, coś uwiera, jednak wolimy odwracać uwagę na zewnątrz, czymś się zająć, coś sobie kupić, upić się lub najeść. Czasem unikamy takiego zajrzenia w siebie w obawie, że znajdziemy coś, czego nie chcemy, coś bolesnego lub trudnego. Ta sytuacja przypomina chorego na ból brzucha, który śpiewa, żeby nie czuć, ponieważ boi się dowiedzieć, czemu tak boli.
Każda przykra emocja (strach, gniew, żal, smutek), której nie stawi się czoła i nie sprawdzi się, co tak naprawdę ją w danej chwili wzbudza, nie znika w zupełności. Pozostawia w nas ślad – ślad bólu.
Szczególnie, gdy jesteśmy małymi dziećmi, zależnymi przecież całkiem od rodziców, silne negatywne emocje mogą być tak paraliżujące, że nie mogąc dać sobie z nimi rady – staramy się ich nie czuć. Gdy nie ma przy dziecku w pełni świadomej, spokojnej osoby dorosłej, która z życzliwym zrozumieniem i miłością pomogłaby zmierzyć się z emocjami bezpośrednio, nieodczuwanie ich staje się dla dziecka najlepszym wyborem.
Nie czuć. To mechanizm obronny. Stosowany we wczesnym dzieciństwie zwykle, niestety, działa nadal, gdy dzieci stają się dorosłe. Emocje wciąż w nich żyją niedostrzegane („co czujesz? - nie wiem, chyba nic.. .”) i przejawiają się pośrednio w postaci na przykład niepokoju, gwałtownych wybuchów złości, przygnębienia a nawet dolegliwości fizycznych. Czasem potrafią sabotować różne dążenia i związki uczuciowe. Odbierają chęć do życia.
Podczas psychoterapii ludzie często mówią „mam w sumie szczęśliwe życie”, a potem okazuje się, że coś gdzieś uwiera. Ponieważ nawet kochający rodzice i bliscy nie uchronią przed bolesnymi doświadczeniami kontaktu z okrutnym nieraz światem.
Okruchy bólu pozostające po każdej silnej negatywnej emocji, której nie stawiono w pełni czoła, nie zaakceptowano, a potem nie pożegnano, łączą się z sobą, osiadają i żyją gdzieś w głębi duszy i w ciele.
W skład tego emocjonalnego cierpienia wchodzi nie tylko cierpienie z dzieciństwa, ale także bolesne emocje dodane później, w okresie dojrzewania i w dorosłym życiu. Ten emocjonalny ból staje się nieodłącznym towarzyszem, opanowuje myślenie i kiedy już ogarnie umysł, Twoje myśli stają się negatywne.
Głos w Twojej głowie opowiada wtedy pełne smutku, niepokoju lub gniewu historie o Tobie lub Twoim życiu, o innych ludziach, przeszłości, przyszłości lub o wymyślonych zdarzeniach. Ten głos zacznie obwiniać, oskarżać, narzekać, wyobrażać sobie.
A Ty całkowicie utożsamiając się z tym, co on mówi, wierzysz w jego wszystkie zniekształcone myśli. Stajesz się jego zakładnikiem. Czasem bronisz się, usiłując nic nie czuć.
Jeśli tego „nie czucia” jest wystarczająco dużo, mogą się pojawić dolegliwości nerwicowe, jeśli zbyt dużo jest cierpienia, możesz popadać w przygnębienie, aż po depresję. Twoja dusza i ciało mówią „boli mnie” – czy słyszysz?
Kiedy boli ciało, decyzja o pójściu do lekarza wydaje się oczywista.
A ile cierpienia wewnętrznego potrzebujesz doświadczyć, zanim dojdziesz do tego, że możesz zacząć leczyć swoją duszę?
Jeśli uważasz, że możemy Ci w tym pomóc, zapraszam.
Krzysztof Dziewulak